VIRTUS.PRO – LEGENDA BEZ KOŃCA

Virtus.pro - Legenda bez końca

Gdy 25 stycznia 2014 roku Virtus.pro zatrudniło pięciu Polaków – Wiktora “TaZa” Wojtasa, Filipa “Neo” Kubskiego, Jarosława “pashę” Jarząbkowskiego, Janusza “Snaxa” Pogorzelskiego i Pawła “byalego” Bielińskiego – rozpoczął się nowy rozdział w historii polskich sportów elektronicznych. Rosyjska organizacja z biało-czerwonymi w składzie w ciągu najbliższych lat miała stać się jedną z bardziej utytułowanych drużyn wszechczasów w Counter-Strike: Global Offensive.

Virtus.pro rozkochało w sobie fanów nie tylko w Polsce, ale także na całym świecie. Było w tej drużynie coś, czego zazdrościli nam wszyscy – Jedność. Jedność przez duże “J”., To właśnie nasi zawodnicy potrafili stworzyć niepowtarzalną atmosferę w drużynie. Przyjaciele w sieci, przyjaciele w rzeczywistości. Virtusi byli po prostu jedną wielką rodziną, o czym wspominali w wywiadach i przy innych okolicznościach. Połączenie pasji i pracy było kluczem do wspólnego zrozumienia, znalezienie jednego języka, aż wreszcie osiągnięcia międzynarodowych sukcesów. Co doprowadziło Virtus.pro na szczyty, a co sprawdziło, że stało się CSowym przeciętniakiem? Poznajcie historię zespołu dzięki któremu esport w naszym kraju stał się nie tylko produktem popularnym wśród młodzieży, ale także potentatem na rynku finansowym.

Dwóch nierozłącznych

Aby zrozumieć jak wielka więź łączyła graczy znad Wisły trzeba sięgnąć pamięcią aż do 2004 roku. Pomijając pojedyncze epizody, o których trudno nawet znaleźć jakiekolwiek informacje,m wspólne granie zaczęło się w barwach Pentagramu G-Shock. Wtedy jeszcze skład polskiej drużyny poza wspomnianymi wcześniej NEO i TaZem stanowił Łukasz “LUq” Wnęk (obecnie emerytowany zawodnik), a w 2006 roku dołączył do nich Jakub “kuben” Gurczyński (dziś trener Virtus.pro) i Mariusz “Loord” Cybulski (aktualnie trener Team Kinguin). O tej trójce pisać można by wiele, jednak to nie oni są bohaterami dzisiejszej opowieści. Skupmy się więc na Filipie i Wiktorze, którzy po raz pierwszy stanęli do rywalizacji ramię w ramię. Naturalnie pierwsze kroki stawiane były przez nich jeszcze w Counter-Strike 1.6, a więc poprzedniku obecnej wersji najpopularniejszej na świecie strzelanki. Polski duet spędził w biało-czerwonej formacji ponad 3 lata, gdyż w grudniu 2007 roku TaZ i NEO zasilili szeregi Meet Your Makers. Zakotwiczyli tam nieco ponad rok, ale o dziwo był to jeden z ich dłuższych przystanków w tamtych latach. Później zapanował totalny chaos, a Polacy co chwilę znajdowali nowych pracodawców. Cała piątka z czasów Pentagramu, jak jeden mąż, zgodnym krokiem dołączała do kolejnych CSowych twórów. Na ich bogatej liście reprezentowanych organizacji znalazły się Wicked eSports, Vitriolic Gaming (gdzie zatrzymali się na zaledwie 37 dni), a także AGAiN. W tym miejscu musimy się zatrzymać, bo oto w naszej historii pojawia się nowy bohater…

Siła w bicepsie

W AGAiN drogi naszej dwójki pierwszy raz się skrzyżowały się z Jarosławem “pashą” Jarząbkowskim, po dziś dzień znanym ze swojej sportowej sylwetki i potężnego bicepsa. Polak dołączył do teamu wraz z pierwszym dniem grudnia 2009 roku. Nie został na długo, gdyż brak miejsca w podstawowym składzie nie szedł w parze z jego wysokimi ambicjami. Utrzymał jednak kontakt z pozostałymi graczami, a gdy okazało się, że LUq zawiesza swoją karierę, ci zwrócili się do niego z propozycją utworzenia nowego zespołu. Tak się stało 16 lutego 2010 roku, gdy świeża piątka przybrała barwy Frag eXecutors. Było to pierwsze w historii polskiego – nie tylko CSa, ale i całego esportu – podpisanie kontraktów, na mocy których Polacy zostali w pełni profesjonalnymi graczami.

Przejście ze statusu amatora do zawodowca kosztowało wiele pracy i pochłonęło ogrom czasu, ale było jednym z kluczowych momentów, bez którego nie bylibyśmy dziś w miejscu, w którym obecnie jesteśmy. Pierwszy rok współpracy pięciu panów uciekał się do doskonalenia gry zespołowej (tzw. team playu) w nowym zestawieniu. Efektem treningów były pierwsze sukcesy. Już w sierpniu wygrali swój pierwszy turniej offline (tj. rozgrywany we wcześniej ustalonym miejscu na lokalnej sieci, czyli na tzw. LANie) Poza pucharem zgarnęli również prawie 13 tysięcy dolarów, co na tamte czasy było potężną nagrodą finansową. Kolejne dobre informacje zaczęły napływać z różnych stron świata, a także z naszego kraju. Już we wrześniu 2011 roku Polacy stanęli na najwyższym stopniu podium rozgrywanego w… Warszawie turnieju pod nazwą Samsung European Championship. Zwycięzcom przypadło tym razem 15 “kafli” w walucie amerykańskiej. Niedługo po tym, piątkę znad Wisły pod swoje ramiona przygarnęło z powrotem AGAiN. Nie był to koniec zmian, bo jeszcze w tym samym roku Polacy zasilili ECS Gaming.

Zmieniamy dyscyplinę

Rok 2012 okazał się przełomowy nie tylko na płaszczyźnie sportu tradycyjnego,m gdy na piłkarskich boiskach w Polsce i na Ukrainie odbywały się Mistrzostwa Europy. W świecie esportu w tym czasie działo się równie dużo. 29 września ECS ogłosiło przejście z CS1.6 do CS:GO, a więc polscy zawodnicy musieli przerzucić się na nowszą odsłonę gry. Schematy pozostały takie same, stąd ten ruch nie okazał się zbyt drastyczny i ekipa NEO z powodzeniem kontynuowana rozwój na arenie międzynarodowej. W 2013 roku zakończenie kariery ogłosił Loord, choć po kilku miesiącach wrócił do zawodowego grania,. W obliczu wakatu na jednej pozycji, zaczęto rozglądać się za potencjalnymi następcami ustępującego gracza. Jesienią 2013 do ECS Gaming dołączyli Snax i byali. Ci grali ze osbą już od kilkui miesięcy, reprezentująć GF-Gaming. Prawdopodobnie nie zagrali też z nową ekipą ani jednego meczu w starej organizacji. Dlaczego w starej? Dlatego, że w październiku wraz z TaZem, NEO i pashą utworzyli nową piątkę występującą pod nazwą Universal Soldiers. Wtedy też zakończyła się era kubena i Loorda, którzy po raz pierwszy od prawie 7 lat rozstali się z duetem TaZ- NEO. Szybko doszło do kolejnych zmian w strukturze organizacyjnej piątki. Dwaj młodzi gracze, jak i ich trzej doświadczeni koledzy zmierzyli się z problemem następnego przejścia w ręce nowych właścicieli. Dla starej gwardii był to powrót do dawnego domu, dla reszty nowe doświadczenie. Polacy stanęli w szeregach AGAiN, w barwach których nie osiągnęli już żadnych znaczących sukcesów. Sytuacja zmieniła się 25 stycznia 2014 roku. Nasza historia zatoczyła koło.

Wielki krok

W tym miejscu zaczyna się rozdział zatytułowany “Virtus.pro”. Przejście pod skrzydła organizacji, której właścicielem jest rosyjski biznesmen Anton Cherepennikov, jak się później okazało było najważniejszym ruchem polskiej piątki. Rosjanie stworzyli wreszcie wymarzone warunki do pracy, nie tylko pod względem finansowym, ale także w aspekcie “team spiritu”. Sam Anton był bowiem wielkim fanem esportu, człowiekiem, który żył tym na co dzień, a nie tylko zwykłym inwestorem szukającym korzyści materialnych w bardzo przyszłościowej branży. Zaufał Polakom, choć wcześniej stawiał głównie na swoich rodaków lub najbliższych zachodnich sąsiadów. Na pierwsze sukcesy nie trzeba było zatem długo czekać. Jeszcze zanim zawiązała się nowa drużyna, w Polsce ogłoszono kolejną świetną informację – Katowice będą gospodarzem drugiego w historii Majora, czyli najważniejszego turnieju najbliższego półrocza. Występ przed własną publicznością stanowił dla Virtusów dodatkowy bodziec, dlatego przygotowania szły pełną parą. TaZ i spółka stanęli na wysokości zadania – w stolicy górnego śląska zgarnęli pełną pulę. Zwycięstwo na drugim w historii Majorze przyniosło im 100 tysięcy dolarów, a op naszej drużynie usłyszeli nawet esportowi laicy. Polacy zaczęli pojawiać się w mediach, niekoniecznie tylko tych związanych ze sportem czy jego elektroniczną odmianą. Do telewizji TVN24 został zaproszony pasha, dzięki czemu coraz więcej ludzi zaczęło postrzegać esport jako potencjalną pracę, gdy wcześniej uważany były jedynie za rozrywkę.

Pasmo sukcesów

Oczywiste było, że po tak ogromnym sukcesie VP na dobre zagości w światowej czołówce. Pomóc w utrzymaniu się w elicie miał stary, dobry znajomy… kuben. Dołączył on do ekipy na początku 2015 roku i zajął stanowisko trenera. Taka pozycja była wtedy jeszcze nowością, podczas gdy dzisiaj ciężko jest nam wyobrazić sobie czołowe drużyny bez osoby czuwającej nad nimi. W marcu tego samego roku Katowice ponownie zostały wybrane gospodarzem Majora. Polacy znów byli silni, ale tym razem musieli zadowolić się jedynie półfinałem imprezy. Syttuuacja powtórzyłą się kilka miesięcy poxniej w KOlonii, gdzie również wywalczyli trzecie miejsce. Kontynuując psamo sukcesów Virtus.pro stanęło na najwyższym stopniou podium podczas bardzo prestiżowej imprezy ELEAGUE Season 1. Zwycięstwo przyniosło Polakom 400 tysięcy dolarów (!), które to do dziś stanowią ich największą premię finansową. Marka, jaka stała się rosyjska organizacja, przyczyniłą się do kolejnych zawodowych powodzeń. W grudniu 2016 roku włodarze drużyny zdecydowali o podpisaniu z całą piątką długoterminowych kontraktów, które według umowy, miały obowiązywać aż do 2020 roku. Stało się więc jasne, że biało-czerwonych czeka długa współpraca i tysiące wspólnie spędzonych godzin przed ekranami komputerów. Wejście w nowy rok było niezwykle udane. Machina trybiła jak należy, czego dowodem był finał pierwszego w w 2017 roku turnieju rangi Major. Tam ulegli Astralis, ale po kilku tygodniach dokonali na nich rewanżu w półfinale DreamHack Las Vegas – turnieju z 450 tysiącami dolarów w puli, którego finalnie zostali zwycięzcami. Tak wymarzony początek sezonu zwiastował coś naprawdę wielkiego. Virtus.pro znalazło się bowiem na drugim miejscu w najsłynniejszym rankingu zespołów CS:GO autorstwa HLTV. Cóż więc mogło pójść nie tak…?

Złota piątka

Wysyp krytyki, jaki pojawił się w sieci, nie był nieuzasadniony. Virtus.pro nie tylko stało się słabą europejską drużyną, ale coraz więcej osób zaczęło podważać zasadność stwierdzenia, że są najlepszą piątką zawodników w naszym kraju. Nie mogło być inaczej: 6 lutego nastąpiła historyczna, długo wyczekiwana chwila. Po 1582 dniach nierozłączna ekipa Polaków zmieniła swój skład. Prawie pięć lat wspólnego grania to absolutny rekord, jakiego prawdopodobnie nie uda się pobić żadnej innej drużynie w historii Counter-Strike’a. Aby ktoś mógł dojść do składu, ktoś inny musiał ustąpić swoje miejsce. Padło na najstarszego w ekipie, swoistego CSowego dinozaura – Wiktora “TaZa” Wojtasa. 31-letni gracz został zastąpiony przez 10 lat młodszego Michała “MICHU” Mullera, który został na okres jednego miesiąca wypożyczony z Team Kinguin. Pożegnanie TaZa było na pewno bardzo bolesne – w końcu niełatwo rozstawać się z niewątpliwą legendą strzelanki. 14 lat grania u boku NEO stanowi prawie pół życia Wiktora. Dlatego odejście, a w zasadzie przesunięcie na ławkę rezerwowych, bo właśnie na niej wciąż oficjalnie widnieje jego nick, wywołało tyle emocji i wspaniałych słów podziękowań wśród całej społeczności esportowej. Tym samym skończyła się era “Złotej Piątki”. Takie właśnie określenie, jeszcze za czasów CS 1.6 z LUqiem, kubenem i Loordem na pokładzie, przypisano na zawsze polskim graczom, którzy złotymi zgłoskami zapisali się w kartach historii sportów elektronicznych. Choć z legendarnego składu został już tylko NEO, to jednak fenomen, jaki wytworzył się wokół współczesnej drużyny, pozwala nam ciągle tytułować graczy Virtus.pro mianem “złotych”. Parafrazując na koniec Włodzimierza Szaranowicza i jego sławne pożegnanie Adama Małysza napiszę tylko: TaZomanii już nie będzie, ważne natomiast, żeby coś po Wiktorze trwałego, bardzo trwałego zostało…

Autor: Adam Suski